Maję zemdliło od nieustającego
płaczu. Piekły ją oczy, bolały usta, ten ciągły krzyk, rozpacz,
której nikt nie jest w stanie sobie wyobrazić. Mimo tego dziewczyna
nie chciała opuszczać Luny. Już tyle wytrzymała. Musi być przy
niej! Mimo usilnych próśb, nie dano jej zostać z klaczą. Maya z
całych sił przytulała szyję ukochanego konia. Aż do posinienia
palców, aż do zbielenia kości. Zdołano ją jednak oderwać. Na
siłę. Mimo wzmożonego niepokoju, Maya po długiej walce odpuściła.
Wyczerpana rozluźniła uścisk. - dasz sobie radę malutka. Już
niedługo będziemy we trójkę. Razem – szepnęła do ucha konia i
odeszła. Maya poszła się umyć, coś zjeść. Dom opustoszał.
Cudownym sposobem wszyscy pobiegli do stajni. Dawało się słyszeć
głosy „ Luna rodzi! Dajcie koce!”. Dziewczyna była zmęczona.
Tym wszystkim. Zamieszaniem. Chciała zasnąć. Odpłynąć w świat
sennych marzeń i bajek. Sny. Tego teraz potrzebuje. Oderwać się od
rzeczywistości.
Byłam sobie w Lalinie wczoraj. Dostałam Diodę - siwka o potężnym sercu do skoków. Łukasz mi ustawił 1.20 okser na 60 cm szerokości. Ogólnie rzecz biorąc cały czas się zabijałam, ale ostatni skok w końcu wyszedł. :D Boję się obozu - 29 DNI! A ja tylko 3 razy w stadninie na treningu -.- Porażka.
Gejsza
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz