piątek, 23 listopada 2012

Wodze pomocnicze.


Niestety bardzo wielu jeźdźców korzysta z wodzy pomocniczych chociaż nie mają odpowiednich umiejętności. Skutek bardzo często jest odwrotny od zamierzonego, dlatego zawsze zastanówmy się zanim zaczniemy korzystać z wodzy pomocniczych, czy mamy odpowiednie doświadczenie i czy nie zrobimy krzywdy naszemu ulubieńcowi. Poniżej przedstawię kilka podstawowych wodzy pomocniczych, ich budowę oraz zastosowanie. Dla każdego kto dopiero zaczyna swoją przygodę z treningiem konia na lonży czy w siodle mogą być to przydatne wskazówki. Pamiętajmy jednak, że sama teoria to za mało, zawsze początki korzystania z pomocy powinny odbywać się pod okiem doświadczonego trenera.
Bez względu na to, które wodze pomocnicze używamy nie zapominajmy o tym, że powinny one służyć czasowo w celu poprawienia błędów konia i uzyskaniu założonych efektów. Niestety bardzo wielu jeźdźców (szczególnie młodych, niedoświadczonych) używa wodzy pomocniczych w celu podporządkowania sobie konia. Pamiętajmy, że jazda konno to bardzo długie, czasem mozolne ćwiczenia, które doprowadzą do prawidłowych reakcji konia na sygnały oraz prawidłowego ruchu.
Używając pomocy musimy wiedzieć na jaką część ciała konia w danym momencie działamy – grzbiet, szyja, pysk. Bądźmy delikatni, korzystanie z wodzy pomocniczych musi być z wyczuciem aby nie zrobić krzywdy koniowi. Zawsze dokładnie zapoznajmy się ze sprzętem oraz mechanizmem jego działania. Dzięki temu doskonale zrozumiemy po co chcemy korzystać z danych pomocy. Niekoniecznie na naszego konia zadziała wodza pomocnicza, którą stosowała koleżanka u swojego. Często nieodpowiedni ruch konia związany jest z naszymi małymi umiejętnościami jeździeckimi, a nie „defektem” konia, który należy wyeliminować.
Wytok
To jedyna z pomocy, którą możemy stosować przez cały czas. Jest to pomoc przeznaczona dla koni zadzierających głowę do góry oraz koni z wysoko osadzoną szyją. Taka budowa konia powoduje problem z prawidłowym osadzeniem konia na wędzidle.

Wytok staje się pomocny również w czasie skoków, kiedy to chroni jeźdźca przed uderzeniem końską szyją. Ta pomoc często jest używana podczas nauczania młodego adepta jeździectwa. Wędzidło w pysku konia pozostaje w jednej pozycji mimo pewnych niekontrolowanych ruchów/szarpnięć za pysk wodzą przez uczącego się jeźdźca. Dodatkowo rzemień dookoła szyi konia służy jako uchwyt w razie utraty równowagi przez ucznia.
Budowa wytoku
Wytok to pas w kształcie litery Y. Pojedynczy pas zapinany jest między nogami konia do popręgu, natomiast dwa ramiona zakończone pierścieniami przelatane są przez wodze. Regulacja długości znajduje się na pasku mocowanym do popręgu. Całość zawieszona jest na rzemieniu, który mocuje się wokół szyi konia. Możemy spotkać różne rodzaje wytoków, zasada ich działania jest taka sama. Są na przykład wytoki, które połączone są od razu z napierśnikiem.
Dopasowany wytok nie może być za krótki, ponieważ powoduje ciągły nacisk na żuchwę przez co konia głowa będzie ściągana w dół. Nazbyt długi wytok natomiast nie będzie po prostu pełnił swojej roli.
Pamiętajmy aby wodze zaopatrzone były w motylki, które zabezpieczą przesuwanie się wytoku do sprzączek wodzy, o które mogą się zahaczyć i tym samym spowodować upadek konia np. podczas skoku.
Wypinacze
To pomoce, które służą do pracy na lonży w celu wskazania koniowi właściwej pozycji głowy oraz wzmocnienia mięśni grzbietu. Wypinacze stosujemy również podczas nauki początkujących jeźdźców, którzy na początku mają niestabilną rękę oraz równowagę.
Budowa wypinaczy
Wypinacze są to dwa wąskie paski (skórzane lub syntetyczne) z możliwością regulacji długości. Z jednej strony zakończone pętlą, z drugiej zapięciem karabińczykowym. Wypinacze często zaopatrzone są w gumowe pierścienie, które zabezpieczone są dodatkowymi paskami łączącymi dwie części wypinacza. Gumowe pierścienie umożliwiają delikatne naciąganie się pomocy. Do lonżowania lepiej używać małych grubych pierścieni, ponieważ powodują one bardziej twarde działanie wypinaczy, a które wywołują stabilne i prawidłowe opieranie się konia na wędzidle. Bardziej elastyczne pierścienie są odpowiednie, gdy wypinaczy używamy w początkowym szkoleniu młodych jeźdźców. Na konia działają bardziej elastycznie, delikatnie.
Wypinacze za pomocą karabińczyka mocujemy do pierścienia wędzidła, natomiast koniec ze sprzączką tworzącą pętlę mocujemy do popręgu lub obergurtu. Należy pamiętać aby wypinacze po obu stronach były jednakowej długości i aby leżały na tej samej wysokości. Wypinacze nie mogą być za krótkie! Podczas lonżowania należy pamiętać aby długość ich była taka aby linia od czoła do nosa konia nie wychodziła za pion. Wypinacz zewnętrzny podczas lonżowania powinien być o 1-2 dziurki dłuższy od wewnętrznego. Podczas ruchu koń będzie miał odpowiednie zgięcie na kole. Zmieniając kierunek jazdy odpowiednio zmieniamy długość każdego z wypinaczy.
Podczas używania wypinaczy w trakcie jazdy w siodle zapinajmy je luźniej, co umożliwi większą swobodę ruchów koniowi, a jednocześnie początkujący jeździec będzie mógł skupić się na prawidłowym dosiadzie i utrzymaniu równowagi nie zwracając uwagi na prawidłowy kontakt z koniem. Uchroni to konia przed nieprzyjemnym szarpnięciem pyska wodzami. Koń poprzez wypinacze będzie na stałym kontakcie, dzięki czemu jeździec będzie mógł mieć luźniejszą wodzę.
Wydłużacz szyi
W ofercie wodzy pomocniczych możemy się spotkać z tzw. „przedłużaczem szyi”. Jest to długa gumowa linka z redukcją długości, którą zakłada się na potylicę, przeciąga przez pierścień wędzidła (od zewnątrz do wewnątrz) i zapina po obu stronach popręgu (podobnie jak wypinacze). Używany głównie podczas pracy w siodle. Mechanizm polega na zachęcaniu konia do obniżenia szyi i jej rozluźnienia. Gdy koń stara się unieść szyję do góry odczuwa nacisk na potylicy tym samym powodując opuszczenie szyi i odpowiednie ustawienie.
Czambon
Chambon to kolejna z wodzy pomocniczych często spotykana w treningu koni. Chambon używany jest do lonżowania szczególnie młodych koni. Powoduje prawidłowe ustawienie i opuszczenie odpowiednio szyi, uwypuklenie grzbietu oraz umożliwia rozwój mięśni grzbietu jak i uczy poruszania się konia w równym tempie.
Budowa czambonu
Chambon to linka (czasem gumowa) mocowana za pomocą karabińczyków do pierścienia wędzidła i biegnąca do góry, gdzie przepleciona jest przez pierścień, który umocowany jest na dodatkowym nagłówku, który od spodu przymocowany jest do nagłówka tranzelki. Linka dalej wędruje w dół, gdzie przewleczona jest przez pojedynczy wypinacz, natomiast wypinacz mocowany jest do obergurtu na mostku konia między przednimi nogami konia. Chambon zaopatrzony jest przeważnie w gumowy pierścień amortyzujący szarpnięcia i nacisk wędzidła na pysk.
Podczas pracy na lonży konia z chambonem jeździec może się skupić nad dopilnowaniem odpowiedniej pracy zadu konia, podczas gdy chambon powoduje odpowiednie ustawienie konia. Pomoc ta działa na potylicę oraz pysk konia, ale daje swobodę ruchów na boki, w dół i do przodu.
Chambon nie jest polecany dla koni o potężnym przodzie i nisko osadzonej szyi. Podobnie jak każde wodze pomocnicze i chambon musi być odpowiednio dopasowany. Chambon powinien mieć taką długość by napięty spowodował, że pierścienie wędzidła znajdą się w jednej linii z guzami biodrowymi.
Czarna wodza
Czarna wodza działa bardzo silnie na pysk, grzbiet, szyję i potylicę konia, dlatego tej wodzy pomocniczej mogą używać tylko bardzo doświadczeni jeźdźcy. Niestety bardzo wielu ludzi nadużywa czarnej wodzy, gdyż „pozornie” koń bardzo łatwo zostaje zebrany i nie wymaga większego wysiłku od strony jeźdźca. Jest to jednak efekt krótkotrwały, ponieważ koń po zdjęciu czarnej wodzy zaczyna od nowa zadzierać głowę. Często dzieje się tak, że koń na czarnej wodzy ma głowę niemal przy piersi – to efekt braku wyobraźni u jeźdźca w stosowaniu tej pomocy. Konsekwencją takiego nadużycia jest problem z koniem, że staje się nieposłuszny, zadziera głowę i ucieka przed ręką jeźdźca.
Budowa czarnej wodzy
Są to dwa paski (ok. 2,8 m) na końcu których znajdują się sprzączki lub karabińczyki zapinane do łącznika. Pętle i karabińczyki przypinamy do popręgu na mostku między przednimi nogami lub po bokach popręgu (tak jak wypinacze), następnie paski biegną przez pierścienie wędzidła od strony wewnętrznej do zewnętrznej, pod wodzami i kończą się w dłoni jeźdźca.
Jeszcze raz zwrócę uwagę, iż czarnej wodzy powinno się używać bardzo rozważnie i tylko wtedy, gdy wiesz do czego jest Tobie, a raczej Twojemu koniowi potrzebna. Jeżeli Twoje umiejętności jeździeckie są niewielkie to nawet nie myśl o tej pomocy. Z koniem należy wypracować wspólną więź, a nie korzystać nienaturalnych sprzętów, które spowodują że pod naciskiem koń będzie poruszał się tak jak sobie tego życzymy. Niestety często zdarza się, że koń który nagminnie zaopatrywany był w wszelkiego rodzaju pomoce staje się nieposłuszny, nerwowy i nie chce współpracować z jeźdźcem. Pamiętajmy jak wrażliwe są to zwierzęta.

niedziela, 18 listopada 2012

nauka ukłonu... cz. 1

heeej Kochani!!
Dzisiaj pokaze Wam pierwszy krok w nauce ukłonu... to bardzo efektowna sztuczka ale jakże łatwa w nauce... Niestety nie wszystko co łatwe szybko przychodzi... nad tą sztuczką musicie dłużej posiedzieć bo pamiętajcie NAUKA WY
MAGA CZASU!!
Jesli zaczeliscie uczyc konia innej sztuczki (np. tej co podałam wczoraj) nauke ukłonu można zacząć dopiero gdy tamta konik sam będzie wykonywł bez problemu na ansz sygnał :))
KROK 1
Wkładamy konikowi między nogi smakołyki tak aby włożył łeb miedzy nogi (na początek nie za głeboko z czasem możemy zacząć zgłępiać częściowy ukłon)
Konik moze nam się cofnąć w takim wypadku nie pozwalamy mu jeść lecz przechodzimy i znów wkładamy między nogi dopóki konik nie zrobi tego o co nam chodzi. To ćwiczenie wykonujemy systematycznie dzień w dzień po około 15/20minut
Dopiero gdy koń beedzie wiedział o co chodzi przechodzimy do kroku 2 (krok drugi w kolejnym poscie) życze powodzenia/Kinga









Daj cześć... cz 2



macieee tu cd. nauki sztuczki... :)
Gdy konik opanuje juz to wystarczająco dobrze (ze ty mu podnosimy noge uderzając bacikiem w łopatke) możemy spróbować zrobic sztuczke na sam głos lub na same uderzenie bacik
iem jeżeeli kon nie bedzie wiedział o co chodzi robimy to co wczesniej to znaczy wyciągamy jego nogedoo przodu i mówimy komende lub uderzamy bacikiem w łopatke :)
Życze powodzenia nie zapomnijcie nagradzać swoich ulubieńców :)
w końcu napewno wyjdzie... (świczenia z samym bacikiem lub na sam głos można zacząc co najmniej po 7 dniach nauki) /Kinga

Sztuczka... Daj cześć... cz 1





Witajcie Kochani... :**


Dzisiaj bardzo zimno, więc zamiast na jazde proponuje Wam zacząć nauke swojego konia pewnej sztuczki
Nie wiem dokładnie jak ona sie nazywa ale niektórzy mówią na nią proszenie, danie cześć (sztuczke wykonuje kucyk na
załączonym filmiku w 3 sekundzie tylko że on robi to na siedząco a my dzisiaj bedziemy sie uczyć na stojąco...
Pamiętajmy że żeby konia zaczać uczyć sztuczek trzeba najpierw zdobyć zaufanie konika....
Jeśli koń ma do nas zaufanie, nic nie szkodzi na przeszkodzie aby nauczyć go kilka prostych a zarazem bardzo efektownych sztyczek...
Należyly pamiętać ze zadnej sztuczki nie da sie nauczyć w 1 dzień każdy koń potrzebuje więcej lub mnie czasu... Musimy mu poświęcać czas codziennie jeśli ominiemy jeden dzien nauki musimy zaczac wszystko od nowa...
Jeżeli to pierwsza sztuczka jaką bedziesz uczyć konia możesz poprosić drugą osobe by trzymała ci w tym czasie uwiąz (po pewnym czasie koń zrozumie że nic mu nie grozi i druga osoba bedzie niepotrzebna)
a i jeszcze jedno trening sztuczek nie powinnien być ddługi abyu konikowi sie nie znudziło... (bo wtedy nie będzie chciał następnym razem tego robić)
KROK 1
Bierzemy noge stojącego konika i wyciągamy ją do przodu gdy to robimy delikatnie uderzamy bacikiem w jego łopatke (DELIKATNIE!)
CHYBA ŻE CHCEMY NAUCZYĆ GO NA GŁOS A NIE NA BACIK WTEDY MÓWIMY NA POPROS ALBO DAJ CZEŚĆ :)
Ja osobiście polecam na bacik ponieważ to ładniej wygląda można również nauczyć go i na to i na to wtedy gdy uderzamy w łopatke mówimy np. poproś...
za każdym razem gdy podniesiemy mu ta noge i wyjmiemy do przodu a on nie bedzie stawial zadnego oporu (a na poczatku napewno bedzie) wtedy dajemy mu nagrode np. marchewke
ćwiczenie powtarzamy około 5 razy dziennie (z odstępami)
Kolejna cześć w kolejnym poście :)) /Kinga

http://www.youtube.com/watch?feature=endscreen&NR=1&v=5cf-SKWd7TY

Zaufanie :**

no to co nadeszedł czas aby konik nam baardzo zaufał...
Ja osobiscie baardzo polecam technike join-up
Najlepiej jest to robić na roun penie :) (okrągłe kółko zwane również lążownikiem)
my stojąc na środku koła poganiamy go lżoną do galopu. 
Po paru okrążeniach zmieniamy kierunek. Jak koń skieruje uchu w naszą stronę zmieniamy chód do kłusa. Teraz czekamy na kolejny sygnał od konia: opuszczona głowę, oraz przeżuwanie. Jeśli zobaczymy takie sygnały coraz częściej zmieniamy kierunek. W końcu dochodzimy do takiego momentu że raz blokujemy koniowi drogę, a następnym, razem pozwalamy mu przebiec. Jeśli zobaczymy że koń szuka z nami porozumienia przez częste spoglądanie w nasza stronę, rzucamy lonżę i patrzymy się na pierś konia. Jeśli koń nie ma odwagi podejść podchodzimy do niego zygzakiem, głaszczemy po pysku, po czym stajemy tyłem do konia.
Teraz najtrudniejsza część. Ruszamy na przód. Koń powinien ruszyć za nami. Jeśli nie ruszy wracamy do pogonienia do lonżą, aż uzyskamy po raz kolejny sygnały o które nam chodziło już wcześniej.
Jeśli jednak koń ruszy za nami spacerujemy po całym roundpenie. Możemy od czasu do czasu się zatrzymać, zmienić kierunek. Jeśli koń odłączy się od nas, ponownie wracamy do poganiania go lonżą i czekamy do następnego połączenia się. 
jeśli nie uda sie za pierwszym razem niczym się nie przejmujcie sprubójcie nasteonego dnia... każdy koń buduje inaczej swoje zaufanie... Nie wykonujcie tego więcej niż 1 raz dziennie CO ZA DUŻO TO NIEZDROWO!! /Kinga :**

Natural.

NATURAL!! <33
Kochani dzisiaj wytłumacze Wam bardzo łatwy sposób na uspokojenie konia :)
Metode można stosować przed zawodami aby rozluźnić konia lub w inny sposób pobudzić (wytłumacze za chwwilke)
ja osobiście poelcam do stosowania na koni
u którego zaufanie chcecie zdobyć. Matoda ta nazywa sie Ttouch (nepewno wielu z Was już o niej słyszało)
Polega to na tym ze wszystkie palce od ręki pryczepiamy do siebie sciskamy tak by powstał taki dziubek...
Natępnie zaczynamyy kreślić małe kółka na koniu...
zaczynając od pyska aż pod sam zad...
gdy kółka kręcimy zgodnie z rruchem wskazówek konia pobudzamy...
a gdy w przeciwną konia rozluźniamy :)
Metoda jest bardzo pracochłonna ale juz po 15 minutach można zauważyć znaczne rozlużnienie lub pobudzenie konia...
ja zawsze stosowałam to na koniach zpiętych ... bardzo pomagało mi to nawiązać z nim kontakt :))
Należy jednak pamiętać że koń nie powinien byc przywiązany w czasie wykonywwania tej czynności najlepiej gdyby był w boksie :)
kulistymi ruchami masujemy całe ciało oraz nogi!!
Wazne zebyśmy mieli duzo wolnego czasu gdy zabieramy się do tej metody ponieważ masaż trwajacy 10 minut nie przyniesie znakomitego efektu :)) /Kinga

czwartek, 15 listopada 2012

Galopem do... nowości! :**

WITAJCIE!!
Jestem Kinga i od dzisiaj również będę prowaadzic tego bloga!!
Hmm... ogólnei zajme sie pokazaniem Wam jak nauczyć swojego ulubieńsa sztuczek np. (ukłonu)
Ja osobiście przy koniach sie poprostu wychowałam... jeżdrze ponad 3 lata...
jezdziłam western ujeżdrzenei i skoki kocham naturlaa i to jemu też poświece wielee czasu... :**
Mam nadzieje że miło Wam się będzie czytało moje posty!
Zapraszam Serdecznie!!

piątek, 9 listopada 2012

Bieg wolności


Zapowiadał się normalny nudny dzień. Od rana głucho snułam się po pokojach, kiedy to zadzwonił telefon z propozycją nie do odrzucenia. Zaraz poinformowałam resztę domowników i zaczęliśmy się szykować. Już wiedziałam że to będzie cudowny dzień, przecież jechałam do stajni. Nie pamiętam dokładnie kiedy zaczęłam jeździć konno, jednak na początku nie było w tym czegoś takiego. Dopiero później zaczęłam dostrzegać magię w tych pięknych zwierzętach i przerodziło się to w miłość. Całą drogę nie mogłam przestać myśleć o tych stworzeniach, a gdy już byliśmy na miejscu od razu popędziłam do stajni. Sam fakt że tylko chwila dzieli mnie od cudownych przygód na końskim grzbiecie, sprawiał że moje serce śmiało się i unosiło z radości. Gdy tylko dosiadłam srokatej klaczy, ruszyła dostojnym krokiem. Na początku zaczęłyśmy od kłusowania, w którym krok za krokiem stawiany był dumnie i z gracją, jak na klacz przystało. Po chwili zaczęłam przyśpieszać tępo. Zaczęłyśmy zbliżać się do jeziora. Wjechałyśmy do wody, a ona radośnie rozchlapywała wodę na boki. W tym czasie zdałam sobie sprawę, że nigdy nie jechałam galopem i że kiedyś muszę spróbować. Czułam, że to właśnie ten dzień. To właśnie dziś miałam stawić czoła największej przyjemności i strachu w jednym. Wyszłyśmy z wody, i znów zaczęłyśmy spokojnym, dumnym kłusem. Wzięłam duży oddech w moje płuca, oczy zaświeciły mi się ze strachem i zarazem wielką radością. Sprawdziłam strzemiona i złapałam mocniej wodze, po czym docisnęłam mocniej łydki dając jej znak. A ona zerwała się do biegu i od teraz klacz i ja stanowiłyśmy jedność. Czułam że płynę w powietrzu, mknąc po łące. Wiatr rozwiewał jej grzywę, a słońce nadawało blask tym końskim oczom. Byłam wolna od zmartwień, złudzeń w moim własnym świecie, gdzie istnieje tylko pęd i wiatr, który nie mógł nas dogonić. Tylko ja i ona, jako jedna myśl i ciało. Galopem przed siebie, ledwo stykając się z ziemią. Byłyśmy lekkie i swobodne, jak na czystym niebie ptak. Pędziłyśmy tam gdzie horyzont, drga niebieską linią wprost w otwarte wrota chmur, siwych chmur, tam gdzie powstaje nowy dzień. Miałyśmy roziskrzone oczy, pełne szczęścia i radości z poczucia odzyskanej wolności. Serce biło mi jak oszalałe, a łzy szczęścia spływały do oczu. Jednak wszystko co piękne szybko się kończy i również my zakończyłyśmy nasz bieg wolności. A byłyśmy już tak blisko nieba, a jednocześnie tak daleko. Zawróciłyśmy w stronę domu, leniwym stępem, mijając te piękne pejzaże. Czułam nadal łomot serca, i przypływ adrenaliny. A nie chciałam by ta przygoda zakończyła się stępem, jednakże nie mogłam znów galopować. Dumnym, podniosłym kłusem podjechałam pod stajnię. Zsiadłam z klaczy, rozsiodłałam i odprowadzając widziałam te jej piękne oczy. One mówiły do mnie, tylko co? Odchodząc obiecałam jej że wrócę, i zrobimy to znowu, jednak tym razem nie będę się bać bo jeżeli bym zginęła, to w przekonaniu tego co kocham. Siedząc w aucie, w drodze do domu już wiedziałam co to jest miłość, szczęście ale zarazem strach. To najpiękniejsze co mogło mnie spotkać. A Ty jeżeli nigdy nie kochałeś konia, nigdy tego nie zrozumiesz. Jeżeli nie dosiadłeś końskiego grzbietu, nigdy nie zrozumiesz tego czym się zachwycam. Więc może spróbuj? Może stracisz tylko czas, albo odnajdziesz pasję

Moim oczami

Zaczeło się z samego rana. Ludzie nerwowo biegali po stajni, w tą i z powrotem, klneli, wrzeszczeli, nosili różne rzeczy. No cóż nie były to warunki do spania. Najpierw obserwowałem to zamieszanie jednym okiem, będąc w zawieszeniu, w rozkosznym pół-śnie. Ale niespodziewanie drzwi mego boksu rozwarły się ze zgrzytem, wszedł 
,,z dajenny'' , czy jak mu tam, przypią mi uwiąz do kantara, i dawaj ciągnąć mnie na padok! Jeszcze nie spotkałem się z takim traktowaniem, ale że byłem senny nie dałem mu do zrozumienia, kto tu rządzi. Dookoła padoku zgromadziło się może z ćwierć setki ludzi, których nigdy nie widziałem. Gapili się, szumieli jak wiatr w drzewach, zgrzytali, łazili tam i sam, a na dodatek nieładnie zajerzdżali tymi wstrętnymi bestiami, które zwą ...hmm ... ,,sa-mu-ch-da-mi'' ... tak , chyba, tak. A zresztą nieważne! Ważne, że ten okropny smród boleśnie wpił mi się w nozdrza, wdarł do gardła i doszczętnie wybił ze snu. Przebiegłem się kawałek lekkim kłusem, ale zaraz przestałem, bo moje wejście wywołało kretyńskie ,,achy'' i jeszcze głupsze ,,ochy'' , oraz inne nadwyraz denerwujące słówka, jak ,,słodziutki'' , ,,śliczniutki'' i ,,och to cudowne, spojrzał się na mnie, chyba mnie lubi!''. 
Taa ... ludzie to chyba nie są za inteligentni ... a, mniejsza z tym. Na padoku byłem sam i czułem się nieswojo. Ludzie łazili, snuli się, gapili, gadali, może przez dwie godziny, a ja nerwowo starałem się ich olewać i zająć resztkami jeszcze nie stratowanej trawy, co zresztą szło mi niesporo. Wreszcie wypatrzyłem ludzi którzy gapili się na mnie od godziny, w przerwach między gadaniem z z dajennym, i oglądaniem innych koni. Teraz podpisywali jakieś świstki, a z dajenny zaglądał im przez ramię, potem wymienili się małymi, zielonkawymi papierkami. Cóż, żaden koń jeszcze nie zrozumiał ludzkich rytułałów, bo tak po prawdzie są dziwaczne i ciągle się zmieniają. Nagle moją uwagę przykłuł nasz stajenny Weteranarz . . . nie, nie Weteranarz, tylko Weterynarz. Tak, więc on szedł w moją stronę. Nie chciało mi się uciekać, bo Weterynarz to sprytna bestia, a poza tym znałem go i nigdy nie zrobił mi nic złego ... ale za nim szli ci ludzie co bazgrali ze z dajennym po świstkach ... zjerzyłem się i postanowiłem ... ale nic z tego nie wyszło, bo Weterynarz już złapał mnie za kantar i zniweczył plany szalonej ucieczki. Zaczęło się badanie. Ci ludzie raz i drugi chcieli podejść, ale chyba Weterynarz im zakazał. Jak widać w stadzie ludzi Weterynarz ma wysoką rangę. Pewnie jest zaraz za z dajennym, władcą owsa, siana i padoków. 
Ani się spostrzegłem a Weterynarz skończył badanie, zamienił kilka słów z ludźmi, po czym zaprowadził mnie do jakiejś jaskini, do której wchodziło się po chuczącym pomoście. Zacząłem się szarpać, bo jaskinia była ciasna i ciemna, ale nagle jej drugi koniec otworzył się i widziałem co jest dalej. No dobra, do takiego tunelu, to chyba mogę wejść. 
Weszłem. Nagle zauważyłem że mam na sobie derkę, dziwne, ale nieszkodliwe kawały mareriału wypchane watą na nogach, i co najważniejsze, kulę siana zawieszoną na ścianie ... ogłuszający trzask za moimi plecam sprawił, że poskoczyłem, a moje serce na chwilę zaprzestało pracy ... a potem zaczeło pracować bardzo, ale to bardzo szybko. Za moimi plecami była, niewiadomo skąd ściana, i jak zaraz się zorientowałem, ruch do przodu blokował mi żelazny drąg, będący przymocowany od ściano do ściany, w poprzek mojej piersi . . . z przodu właśnie zamykał się otwór, ostatnia droga na zewnątrz ... No dobra, może i to była panika, ale kiedy ,,jaskinia'' gwałtownie się szarpnęła i zakolebała, zacząłem rżeć o pomoc, wierzgać ... ale to nic nie dało. Tak więc zaparłem się bokiem o ścianę jaskini i rozstawiłem szeroko nogi żeby amortyzować kolebanie. Czułem jak z pyska cieknie mi piana, i jak moje boki robią sie lepkie od potu. Oczy niemal wyłaziły mi z orbit przy każdym ruchu jaskini. To był chyba najstraszniejszy moment w moim życiu. Nie wiem ile trwała ta męczarnia, ale kiedy wreszcie jaskinia staneła, mało się nie wywruciłem. Na nogach trzymały mnie tylko ściany. Za moimi plecami odezwał się zgrzyt, ściana przede mną niespodziewanie rozstąpiła się, zalewając wnętrze jaskimi światłem, że po tym czasie spędzonym w mroku, wydawało mi się ono jaskrawe. Jakiś cień wszedł do jaskini, i zaczą mnie lekko popychać w pierś, tak że musiałem się cofać tyłem, a ja byłem zbyt wymęczony żeby się opierać temu co robił. Wreszcie, po czasie który wydawał mi się wiecznością, znalazłem się poza jaskinią. Nie rozglądałem się dookoła, ale słyszałem pełne współczucia głosy i czułem zapachy. To właśnie one skłoniły mnie do podniesienia głowy. Bo to nie były zapachy mojej stajni. Rozejrzałem się powoli czujnie nastawiając uszy. To nie był mój dom!