Wtem, znad powiewającej na wietrze grzywy, wyłoniła się jakaś postać. Postać przypominająca do złudzenia Mayę. Co jest – krzyknęła w myślach dziewczyna. Duch odezwał się. Zaczął opowiadać o sobie. Rodzice podarowali mu kiedyś konia, Opiekował się nim, ale niestety tylko do pewnego momentu. Do momentu kiedy zaczął sprawiać problemy. Wierzgać w czasie jazdy, stawać dęba, strzelać baranki. Okazało się że duch był dziewczynką. Mała kochała konia, ale nie chciała już go. To za dużo na jej siły. Nie tak sobie wyobrażała swojego ukochanego konika. Miał być posłuszny, kochany, grzeczny i niewypowiedzianie cierpliwy. Oddała więc konia na wieś, jakiemuś starszemu człowiekowi. Odwiedzała go tam od czasu do czasu. Nie widziała jednak w jakich warunkach koń naprawdę przebywa. Przywiązany na krótkim uwiązie, wiecznie w jednym miejscu, nie wypuszczany na padok, z brudnym stanowiskiem, nawet bez kozy do towarzystwa. Właściciel przed przyjazdem dziewczynki i jej rodziny sprzątał w boksie, wypuszczał go na piękny, olbrzymi, zielony padok, robił koniowi kopyta, czyścił, ale ta przyjeżdżała zaledwie kilka razy w ciągu roku. Dziewczynka widziała swojego ulubieńca jako piękną, pełną wdzięku, majestatu klacz. W sile wieku, niesamowitą. Zapierającą dech w piersiach. Koń zażywał jednak tylko kilka chwil wolności w ciągu roku. W końcu klacz uciekła, dziewczynka go szukała. W końcu zaprzestała. Nie wierzyła w odnalezienie ulubieńca. Dorosła, zapomniała o starym przyjacielu. Przed śmiercią postanowiła po raz ostatni poszukać konia. Znalazła ją. Leżała tak, jak ten teraz, umierający, bez żadnej szansy na przeżycie, ale pomimo tego cały czas dostojna, piękna, jakby cień czasu w ogóle go nie dosięgnął
BY Gejsza
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz